Bardzo proszę nie zostawiajcie mnie tutaj, proszę… Ja się tak bardzo boję, ja nigdy nie byłam na dworze… Błagam Was, nie odjeżdżajcie… A potem usłyszałam już tylko pisk opon. Usiadłam na asfalcie i płakałam. Płakałam ile sił w płucach – wiecie, Wasze kotki w transporterkach jak do lekarza jadą też pewnie tak płaczą. Nie mogłam uwierzyć, że tu jestem. Niby słyszałam rozmowy, że mnie nie chcą, że wiedzą gdzie jest takie miejsce, że tam jest dużo kotów, że będę miała co jeść, ale… no ja nie wierzyłam, że to się może stać. W końcu paraliż ze strachu odpuścił na tyle że dałam radę się schować. Minęło kilka dni zanim odważyłam się wyjść z ukrycia i poszukać jedzenia, no i faktycznie zobaczyłam kotki i miseczki, tylko te kotki nie były za bardzo miłe i mnie przepędzały, mogłam jeść tylko kiedy one już nie chciały. Ja jestem kotkiem domowym, nie umiem sobie szukać ani jedzenia, ani miejsca do spania, nie umiem też unikać niebezpieczeństw. No i właśnie to przez to ja mam taką łapkę jaką mam. Chciałam przebiec przez ulicę, ale się nie udało… Ciocie mówią, że ja i tak miałam dużo szczęścia. Strasznie mnie ta łapka bolała, a w końcu zrosła się w taki dziwny sposób, że nie mogę na niej stawać, a ja się opieram to mnie boli i się robi rana. Mieszkam na ulicy od lata i nauczyłam się że kotki to czasem pacają i że nie wszyscy ludzie którzy proponują jedzonko są mili. Czasem tak jest że wołają kotka żeby podszedł a potem to biją. I ja dla tego nie chciałam podejść do takiej Pani która mnie zobaczyła, musiała mnie nawet do specjalnej klatki łapać. Ciocie to nie wiedziały czy ja w ogóle oswojona jestem, aż do chwili kiedy pojechałam do lekarza dla kotków. Jak mnie Pani wyjęła z tej klatki i wzięła na ręce to się przytuliłam i nie chciałam zejść… Po raz pierwszy od pół roku byłam pod dachem, byłam na rękach… Mruczałam, ocierałam się, wdzięczyłam, nie byłam od dawna taka szczęśliwa…
Bardzo proszę nie zostawiajcie mnie tutaj, proszę… Ja się tak bardzo boję, ja nigdy nie byłam na dworze… Błagam Was, nie odjeżdżajcie… A potem usłyszałam już tylko pisk opon. Usiadłam na asfalcie i płakałam. Płakałam ile sił w płucach – wiecie, Wasze kotki w transporterkach jak do lekarza jadą też pewnie tak płaczą. Nie mogłam uwierzyć, że tu jestem. Niby słyszałam rozmowy, że mnie nie chcą, że wiedzą gdzie jest takie miejsce, że tam jest dużo kotów, że będę miała co jeść, ale… no ja nie wierzyłam, że to się może stać. W końcu paraliż ze strachu odpuścił na tyle że dałam radę się schować. Minęło kilka dni zanim odważyłam się wyjść z ukrycia i poszukać jedzenia, no i faktycznie zobaczyłam kotki i miseczki, tylko te kotki nie były za bardzo miłe i mnie przepędzały, mogłam jeść tylko kiedy one już nie chciały. Ja jestem kotkiem domowym, nie umiem sobie szukać ani jedzenia, ani miejsca do spania, nie umiem też unikać niebezpieczeństw. No i właśnie to przez to ja mam taką łapkę jaką mam. Chciałam przebiec przez ulicę, ale się nie udało… Ciocie mówią, że ja i tak miałam dużo szczęścia. Strasznie mnie ta łapka bolała, a w końcu zrosła się w taki dziwny sposób, że nie mogę na niej stawać, a ja się opieram to mnie boli i się robi rana. Mieszkam na ulicy od lata i nauczyłam się że kotki to czasem pacają i że nie wszyscy ludzie którzy proponują jedzonko są mili. Czasem tak jest że wołają kotka żeby podszedł a potem to biją. I ja dla tego nie chciałam podejść do takiej Pani która mnie zobaczyła, musiała mnie nawet do specjalnej klatki łapać. Ciocie to nie wiedziały czy ja w ogóle oswojona jestem, aż do chwili kiedy pojechałam do lekarza dla kotków. Jak mnie Pani wyjęła z tej klatki i wzięła na ręce to się przytuliłam i nie chciałam zejść… Po raz pierwszy od pół roku byłam pod dachem, byłam na rękach… Mruczałam, ocierałam się, wdzięczyłam, nie byłam od dawna taka szczęśliwa…Bardzo proszę nie zostawiajcie mnie tutaj, proszę… Ja się tak bardzo boję, ja nigdy nie byłam na dworze… Błagam Was, nie odjeżdżajcie… A potem usłyszałam już tylko pisk opon. Usiadłam na asfalcie i płakałam. Płakałam ile sił w płucach – wiecie, Wasze kotki w transporterkach jak do lekarza jadą też pewnie tak płaczą. Nie mogłam uwierzyć, że tu jestem. Niby słyszałam rozmowy, że mnie nie chcą, że wiedzą gdzie jest takie miejsce, że tam jest dużo kotów, że będę miała co jeść, ale… no ja nie wierzyłam, że to się może stać. W końcu paraliż ze strachu odpuścił na tyle że dałam radę się schować. Minęło kilka dni zanim odważyłam się wyjść z ukrycia i poszukać jedzenia, no i faktycznie zobaczyłam kotki i miseczki, tylko te kotki nie były za bardzo miłe i mnie przepędzały, mogłam jeść tylko kiedy one już nie chciały. Ja jestem kotkiem domowym, nie umiem sobie szukać ani jedzenia, ani miejsca do spania, nie umiem też unikać niebezpieczeństw. No i właśnie to przez to ja mam taką łapkę jaką mam. Chciałam przebiec przez ulicę, ale się nie udało… Ciocie mówią, że ja i tak miałam dużo szczęścia. Strasznie mnie ta łapka bolała, a w końcu zrosła się w taki dziwny sposób, że nie mogę na niej stawać, a ja się opieram to mnie boli i się robi rana. Mieszkam na ulicy od lata i nauczyłam się że kotki to czasem pacają i że nie wszyscy ludzie którzy proponują jedzonko są mili. Czasem tak jest że wołają kotka żeby podszedł a potem to biją. I ja dla tego nie chciałam podejść do takiej Pani która mnie zobaczyła, musiała mnie nawet do specjalnej klatki łapać. Ciocie to nie wiedziały czy ja w ogóle oswojona jestem, aż do chwili kiedy pojechałam do lekarza dla kotków. Jak mnie Pani wyjęła z tej klatki i wzięła na ręce to się przytuliłam i nie chciałam zejść… Po raz pierwszy od pół roku byłam pod dachem, byłam na rękach… Mruczałam, ocierałam się, wdzięczyłam, nie byłam od dawna taka szczęśliwa…
Kornelia ma dom :)