Grzesio to jeszcze koci dzieciak, ma około 8 – 9 miesięcy, ale jest wielki jak dąb, tylko chudziutki, testy na choroby zakaźne ma na szczęście ujemne. Wyrośnie na potężnego pana kocura, ale na razie to zapłakany dzieciak. Nie wie co się dzieje, płacze w klatce, dopomina się uwagi, wyciąga łapeczki żeby go pogłaskać. Jest czyściutki, z pewnością mieszkał w domu.
Grzesio to jeszcze koci dzieciak, ma około 8 – 9 miesięcy, ale jest wielki jak dąb, tylko chudziutki, testy na choroby zakaźne ma na szczęście ujemne. Wyrośnie na potężnego pana kocura, ale na razie to zapłakany dzieciak. Nie wie co się dzieje, płacze w klatce, dopomina się uwagi, wyciąga łapeczki żeby go pogłaskać. Jest czyściutki, z pewnością mieszkał w domu.
Późnym wieczorem, kiedy tak bardzo mocno padał deszczyk i wiał wiaterek człowiek z którym mieszkałem zabrał mnie do samochodu. Płakałem, bo było ciemno i zimno, ale ja jeszcze wtedy nie wiedziałem że za chwilę będzie dużo gorzej. Chwilę jechaliśmy i nagle samochód się zatrzymał, otworzyło się okno, zrobiło się strasznie zimno a ja poczułem że lecę w powietrzu. Wylądowałem na zadku na ziemi i zacząłem płakać i krzyczeć ile sił w płucach. Ja się jeszcze nigdy tak nie bałem, nigdy też nie było mi tak zimno i źle. Patrzyłem jak samochód odjeżdża , krzyczałem i nie mogłem uwierzyć że jestem tu zupełnie sam… Może się pomylili, może za chwilę po mnie wrócą… Chwilę potem podniosła mnie Pani, a ja nie przestawałem płakać. Ta Pani mówiła potem ciociom, że wszystko widziała – jak ja wylatuję przez okno, jak samochód odjeżdża i że nie mogła mnie na ulicy zostawić, ale do siebie też mnie zabrać nie mogła. I tak, ja – Grzesio, trafiłem do cioć do fundacji. Siedzę w klatce i płaczę – chcę do mojego domku, na moje posłanko… Ciocie mówią że zrobią wszystko żeby znaleźć mi wspaniały domek...
XI.2017
Grzesio zostaje w domku tymczasowym na zawsze :)