28.01.Dziadzio mieszkał w pomniku. W pomniku na Grójeckiej przed Halą Banacha. W lipcu, w 30 stopniowym upale siedział tam zrezygnowany, obłożony przez dobre dusze kawałkami skamieniałej kiełbasy. Chyba ktoś go tam wsadził po prostu, a Dziadzio nie wiedział co dalej zrobić ze swoim kocim życiem. Więc...czekał. Wzięłam go pod pachę i prawie na sygnale pognaliśmy do weta. Stan był bardzo ciężki. Kocina bardzo, bardzo wiekowy i totalnie odwodniony. Nie dawano mu większych szans. Dziadunio jednak był twardy. Jego stan systematycznie się polepszał. Spędził w szpitalu długie tygodnie, został wykastrowany i zaszczepiony. Teraz wyleguje się na tapczanie i cieszy życiem na swój sposób. Dziadzio nie ma ani jednego zęba, ale konsekwentnie je wyłącznie suchą karmę...
29.04 Dziadunio jest staruszkiem i jak bywa ze staruszkami jest nieco złośliwy. Jeśli przebywa się w okolicy Dziadunia należy być bezwzględnie przygotowanym na to, że zostanie się ugryzionym. Ostatnio Dziadek jakoś rzadziej zaczął kąsać po nogach co od razu wydało się podejrzane. Trafił do lekarza i okazało się, że zachorował na mocznicę. To bardzo częsta choroba u kotów. Na razie jest płukany kroplówkami. Mamy nadzieję, że to nadostra forma mocznicy i uda się ją zwalczyć.
27.07 Znowu się nie udało. Dziadziunio umarł.