28.06.2013 Wojtuś trafł do nas z ulicy, po czym okazało się, że musi mieć usunięte oczko i nie poradzi sobie już w dotychczasowych realiach. Wylądował w azylu, gdzie, delikatnie mówiąc, staramy się go oswoić... Nie drapie i nie gryzie, wzięty na ręce i przygnieciony kolanem ;-) daje się nawet chwile potrzymać, ale do miziatego kotka mu daleko - trzeba włożyć w bidę dużo pracy. Dzikus, ale nie agresor :) Wrzucamy do kotów do adopcji, w nadziei, że znajdzie się jakiś odważny i ambitny kociaż do ukochania jednooczka. Dotychczas mieszkał w izolatce, gdzie łatwiej nam kontrolować kontakty z kotem, ale wczoraj postanowił z niej nawiać i teraz radośnie hula po salonach, razem z innymi, i jest duża szansa, że będzie tak hulał do emerytury, bo na razie nie idzie nam najlepiej łapanie go... ;)