Przyjechałam z azylu do lekarza dla kotków na czyszczenie ząbków i po szansę , szansę na normalne życie. Wiecie, to nie tak że nas ciocie nie karmią, nam nie sprzątają czy na nas krzyczą. Nie, nie nic z tych rzeczy. Tylko wiecie ile razy w tygodniu ja jestem w azylu głaskana? Może dwa razy. Tak, dwa głaśnięcia, jeśli się oczywiście dopcham, a nie za bardzo potrafię się dopychać więc czasem jest tak że mnie ciocie pogłaszczą raz na dwa tygodnie. I to nie tak, że nie chcą, nas jest tutaj za dużo, to azyl, nie dom, ciocie nie mają czasu żeby się z każdym z nas pobawić, pogłaskać . Ciocie postanowiły, że zostanę trochę w Warszawie, bo tutaj łatwiej będzie mnie poznać. Ja jestem jednym z tych koteczków, który czeka na dom kilka lat – dokładnie trzy i pół roku. Ciocie poznałam w grudniu 2014 roku, zostałam znaleziona z moimi maluszkami w Warszawie, miałam wtedy nie więcej niż roczek. Wiecie, historia jakich wiele – wyrzucona w środku zimy, tuż przed Świętami wraz z małymi kociętami. Moje maluszki były słodkie i puchate i miały śliczne futerko więc szybko znalazły domki. Ja nie. To chyba przez ten mój kolor – ani bury, ani szary, no taki nie wiadomo jaki. Proszę Was, pomyślcie czy nie chcielibyście mnie pokochać, ja to Wam ze swojej strony mogę obiecać, że nie grymaszę przy jedzeniu (no dobra – jestem żarłoczna ;) ), ślicznie korzystam z kuwetki, jestem spokojnym leniuszkiem i będę Was mocno kochać. Bardzo mocno. Nie chcę się zestarzeć i odejść nie mając swojego domku, swojego ukochanego człowieka… Szproteczka jest zdrowa, wysterylizowana, odrobaczona, zaszczepiona, testy na choroby zakaźne ma ujemne, mieszka w Warszawie, kontakt 603 651 388
Przyjechałam z azylu do lekarza dla kotków na czyszczenie ząbków i po szansę , szansę na normalne życie. Wiecie, to nie tak że nas ciocie nie karmią, nam nie sprzątają czy na nas krzyczą. Nie, nie nic z tych rzeczy. Tylko wiecie ile razy w tygodniu ja jestem w azylu głaskana? Może dwa razy. Tak, dwa głaśnięcia, jeśli się oczywiście dopcham, a nie za bardzo potrafię się dopychać więc czasem jest tak że mnie ciocie pogłaszczą raz na dwa tygodnie. I to nie tak, że nie chcą, nas jest tutaj za dużo, to azyl, nie dom, ciocie nie mają czasu żeby się z każdym z nas pobawić, pogłaskać . Ciocie postanowiły, że zostanę trochę w Warszawie, bo tutaj łatwiej będzie mnie poznać. Ja jestem jednym z tych koteczków, który czeka na dom kilka lat – dokładnie trzy i pół roku. Ciocie poznałam w grudniu 2014 roku, zostałam znaleziona z moimi maluszkami w Warszawie, miałam wtedy nie więcej niż roczek. Wiecie, historia jakich wiele – wyrzucona w środku zimy, tuż przed Świętami wraz z małymi kociętami. Moje maluszki były słodkie i puchate i miały śliczne futerko więc szybko znalazły domki. Ja nie. To chyba przez ten mój kolor – ani bury, ani szary, no taki nie wiadomo jaki. Proszę Was, pomyślcie czy nie chcielibyście mnie pokochać, ja to Wam ze swojej strony mogę obiecać, że nie grymaszę przy jedzeniu (no dobra – jestem żarłoczna ;) ), ślicznie korzystam z kuwetki, jestem spokojnym leniuszkiem i będę Was mocno kochać. Bardzo mocno. Nie chcę się zestarzeć i odejść nie mając swojego domku, swojego ukochanego człowieka…
Szproteczka jest zdrowa, wysterylizowana, odrobaczona, zaszczepiona, testy na choroby zakaźne ma ujemne, mieszka w Warszawie, kontakt 603 651 388
Po czterech latach Szproteczka znalazła domek :)