Kiedy mnie wyciągano z klatki i upychano w transporter myślałam, że to już koniec, że pewnie rodzę za mało kociąt, że może są brzydkie i postanowiono się mnie pozbyć raz na zawsze. Ja nie wiedziałam, że w transporterach się kotki przewozi, nikt mnie nigdy nigdzie nie woził – do żadnego lekarza dla kotów, no nigdzie. Jechałam jakiś czas a potem znowu mnie wsadzono do klatki, na szczęście z koleżanką, wreszcie nie byłam sama. Wiecie co sobie pomyślałam? Po prostu zmieniło się miejsce, ale tu będzie tak samo – ciągłe ciąże, płacz moich maluszków zabieranych ode mnie o wiele za wcześnie, strach, ból, brudna klatka… Jacyś ludzie zebrali się w około naszej klatki i mówili do nas, wstawiali nam miski i jedzeniem i z taką czystą wodą. Moja koleżanka się ich strasznie boi i mi mówi, że trzeba się bać, ale jak mnie wzięli na ręce to nie było aż tak strasznie. Nie wiem do końca czego ode mnie chcą, ale może naprawdę nie chcą nam zrobić krzywdy…
Kiedy mnie wyciągano z klatki i upychano w transporter myślałam, że to już koniec, że pewnie rodzę za mało kociąt, że może są brzydkie i postanowiono się mnie pozbyć raz na zawsze. Ja nie wiedziałam, że w transporterach się kotki przewozi, nikt mnie nigdy nigdzie nie woził – do żadnego lekarza dla kotów, no nigdzie. Jechałam jakiś czas a potem znowu mnie wsadzono do klatki, na szczęście z koleżanką, wreszcie nie byłam sama. Wiecie co sobie pomyślałam? Po prostu zmieniło się miejsce, ale tu będzie tak samo – ciągłe ciąże, płacz moich maluszków zabieranych ode mnie o wiele za wcześnie, strach, ból, brudna klatka… Jacyś ludzie zebrali się w około naszej klatki i mówili do nas, wstawiali nam miski i jedzeniem i z taką czystą wodą. Moja koleżanka się ich strasznie boi i mi mówi, że trzeba się bać, ale jak mnie wzięli na ręce to nie było aż tak strasznie. Nie wiem do końca czego ode mnie chcą, ale może naprawdę nie chcą nam zrobić krzywdy…
Koteczka ma dom :)