Ma na imię Franuś i przyjechał wczoraj wieczorem z Olsztyna. Jesteśmy zapchani kotkami po sufit, nie przyjmujemy nowych podopiecznych, ale jemu nie mogliśmy odmówić. Franuś jest bowiem kotiem wyjątkowym pod kilkoma względami. To co go odróżnia na pierwszy rzut oka od innych kotów to tylne łapki na które maluch nie chodzi. Został znaleziony w rowie w miejscowości Gietrzwałd. Wszystko wskazuje na to, że urodził się i mieszkał w restauracji z której przeganiany nie był, bo jako kot miziasty bardzo był atrakcją dla klientów. Przestał być fajny kiedy uległ wypadkowi, oczywiście nikt do Franusia przyznać się nie chciał. I chyba całe szczęście, bo zapewne byłby już uśpiony. W ogóle w związku z maluchem non stop przewijało się słowo „eutanazja”. Kocurek trafił pod opiekę Schroniska dla Bezdomnych Zwierząt w Tomarynach, które kotkami się nie zajmuje, ich podopiecznymi są tylko psy. Franusiowi jednak chcieli pomóc na ile byli w stanie, opłacili badania, wizyty u weterynarza. Mimo dość nachalnych nacisków sporej części radosnej internetowej gawiedzi chcieli aby malec żył. Franuś znalazł też tymczasową opiekunkę, panią Sylwię, wspaniałą osobę, której tak naprawdę kotek zawdzięcza życie. Dzielnie starała się wyciskać franusiowy pęcherz, ale nikt jej nie powiedział, że tak samo trzeba robić z grubszą potrzebą. Zaczęły się problemy, kał zalegał w jelitach, konieczne były lewatywy, a jak kał zalegał to i pęcherza nie dało się wycisnąć jak należy i kocurek kończył z cewnikiem. Mamy pod opieką takie kotki jak Franuś, kotki z uszkodzonym rdzeniem, takie które nie chodzą i którym trzeba pomagać w załatwianiu potrzeb fizjologicznych, ale nie przeżywamy z nimi takie koszmaru jaki przeżyć musiała pani Sylwia. A jednak się nie poddała.
Ma na imię Franuś i przyjechał wczoraj wieczorem z Olsztyna. Jesteśmy zapchani kotkami po sufit, nie przyjmujemy nowych podopiecznych, ale jemu nie mogliśmy odmówić. Franuś jest bowiem kotiem wyjątkowym pod kilkoma względami. To co go odróżnia na pierwszy rzut oka od innych kotów to tylne łapki na które maluch nie chodzi. Został znaleziony w rowie w miejscowości Gietrzwałd. Wszystko wskazuje na to, że urodził się i mieszkał w restauracji z której przeganiany nie był, bo jako kot miziasty bardzo był atrakcją dla klientów. Przestał być fajny kiedy uległ wypadkowi, oczywiście nikt do Franusia przyznać się nie chciał. I chyba całe szczęście, bo zapewne byłby już uśpiony. W ogóle w związku z maluchem non stop przewijało się słowo „eutanazja”. Kocurek trafił pod opiekę Schroniska dla Bezdomnych Zwierząt w Tomarynach, które kotkami się nie zajmuje, ich podopiecznymi są tylko psy. Franusiowi jednak chcieli pomóc na ile byli w stanie, opłacili badania, wizyty u weterynarza. Mimo dość nachalnych nacisków sporej części radosnej internetowej gawiedzi chcieli aby malec żył. Franuś znalazł też tymczasową opiekunkę, panią Sylwię, wspaniałą osobę, której tak naprawdę kotek zawdzięcza życie. Dzielnie starała się wyciskać franusiowy pęcherz, ale nikt jej nie powiedział, że tak samo trzeba robić z grubszą potrzebą. Zaczęły się problemy, kał zalegał w jelitach, konieczne były lewatywy, a jak kał zalegał to i pęcherza nie dało się wycisnąć jak należy i kocurek kończył z cewnikiem. Mamy pod opieką takie kotki jak Franuś, kotki z uszkodzonym rdzeniem, takie które nie chodzą i którym trzeba pomagać w załatwianiu potrzeb fizjologicznych, ale nie przeżywamy z nimi takie koszmaru jaki przeżyć musiała pani Sylwia. A jednak się nie poddała.